czwartek, 6 listopada 2014

Rozdział 23

-Lucy! Lucy!- usłyszałam głos mamy, jakby przez mgłę.
-Pogotowie za chwilę będzie- krzyknął zdenerwowany tata.
Znów urwał mi się film.
***
Otworzyłam oczy. Biały sufit, białe ściany. Wszystko białe. Czy ja, do jasnej cholery, jestem w szpitalu!?
Patrzę w prawo i widzę kroplówkę.
,,Super! Po prostu super!''- pomyślałam.
Zamknęłam oczy i chciałam się przespać jeszcze chwilę, ale do sali weszła pielęgniarka.
W momencie otworzyłam oczy i spojrzałam na nią.
Wysoka, szczupła blondynka. Może kilka lat starsza ode mnie.
-Jak się pani czuje, pani Brown?- zapytała miłym głosem.
-Dobrze, dziękuję- odparłam, trochę niezgodnie z prawdą, bo czułam się trochę słabo- Proszę mi mówić Luc- dodałam.
-Miło mi, Luc. Jestem Amanda- uśmiechnęła się- Czemu to zrobiłaś?- od razu zadała mi pytanie.
-Ale co?- odparłam.
-Czemu się pocięłaś?- wyjaśniła- Nie wiem czy wiesz, ale jesteś w ciąży! Luc, wiesz czym to mogło poskutkować?- mówiła, a ja poczułam, że do oczu napływają mi łzy.
-Wiem, że jestem w ciąży. Bardzo się z tego cieszyłam, ale mój chłopak...- zatrzymałam się.
-Nie był zadowolony?- spytała Amanda.
-Zostawił mnie. Wyszedł z domu bez słowa- przełykałam łzy.
-Ile masz lat?- zaskoczyła mnie pytaniem.
-20- odpowiedziałam.
-Wiem, co czujesz- westchnęła- Też zaszłam w ciążę z chłopakiem, jak miałam dwadzieścia lat. On zareagował podobnie do twojego. Odszedł bez słowa. Nie odzywał się przez dwa tygodnie, aż w końcu przyszedł do mnie z kwiatami i mnie przeprosił. Teraz jesteśmy małżeństwem- zakończyła z uśmiechem- Nie martw się, na pewno wróci.
-Czy twój, był wtedy na studiach?- zaciekawiłam się.
-Tak, medycznych- odparła.
-No właśnie. Mój nie studiuje, ma ciekawsze zajęcia...- westchnęłam.
-Czym się zajmuje?- zdziwiła się Amanda.
-Nieważne- ponownie przełknęłam łzy.
-No dobrze, widzę, że ci ciężko. Jak będziesz chciała, to możemy porozmawiać jeszcze kiedy indziej. Na razie idę do innych pacjentów- posłała mi ciepły uśmiech i wyszła z sali.
Od razu polubiłam Amandę. Pomimo iż była pielęgniarką, była miła, uśmiechnięta. Pewnie oprócz medycyny skończyła jeszcze psychologię.
Rozmyślania na temat dziewczyny przerwało mi pukanie do drzwi, w których pojawił się starszy lekarz z łysym środkiem głowy i siwymi włosami po bokach.
Uśmiechnął się.
-Pani Brown, ma pani gościa- oznajmił przyjaźnie i wyszedł.
Przez krótką chwilę patrzyłam w puste drzwi i w końcu zobaczyłam w nich owego gościa. Był to nie kto inny jak szanowny pan Nathan Sykes.
Wszedł niepewnie do sali, wyjmując schowany za swoimi plecami bukiet róż.
Spojrzał na mnie i uśmiechnął się zalotnie.
-Lucy, przepraszam- powiedział i spuścił głowę.
-Chodź tu- odparłam, uśmiechając się.
Chłopak odłożył kwiaty na mały stolik i podszedł do łóżka.
Usiadłam, opierając plecy o ścianę, chwyciłam Nathana za koszulkę i przyciągnęłam go do siebie.
-Nigdy więcej mi tego nie rób- wyszeptałam w jego usta, po czym go pocałowałam.
Jeszcze chwilę temu myślałam, że straciłam go na zawsze, że już nigdy nie poczuję jego perfum, jego delikatnych dłoni na moich biodrach, malinowych ust całujących moje usta. W jednej chwili odzyskałam to wszystko. Odzyskałam jego.
Uśmiechnęłam się i powiedziałam:
-Czemu wtedy, jak ci powiedziałam, że jestem w ciąży, tak się zachowałeś? Czemu wyszedłeś?
-Nie wiedziałem, jak zareagować. Ucieszyłem się, ale wiedziałem, że będę beznadziejnym ojcem. Tego wieczora upiłem się do nieprzytomności, ale Sam i Kris doprowadzili mnie do porządku i przemówili mi do rozumu- odpowiedział.
-Każdy chciałby mieć takiego ojca, jak ty. Kochanego, troskliwego, wyrozumiałego- uśmiechnęłam się.
-Tak, każdy chce mieć ojca, który jest dealerem narkotyków i ma groźny gang na karku- odparł z sarkazmem.
-Przecież ze sprzedawaniem narkotyków już skończyłeś, a z Andy'm na pewno dasz sobie radę- mówiłam, patrząc mu w oczy.
-No dobrze, wierzę ci-zakończył.
Postawił koło łóżka krzesło, usiadł na nim i złapał mnie za rękę. Siedzieliśmy tak i patrzyliśmy sobie w oczy. W ten sposób chcieliśmy się sobą nacieszyć.
Do pokoju ponownie weszła miła pielęgniarka.
-Jak się czujesz, Luc?- zapytała z uśmiechem.
-Dobrze- odwzajemniłam uśmiech.
-Widzę, że masz gościa- spojrzała na bruneta.
-Tak, to mój chłopak Nathan- odparłam, a Nath wstał i przywitał się z pielęgniarką uściskiem dłoni.
-To ja już nie będę wam przeszkadzać- uśmiechnęła się i wyszła.
Znów spojrzeliśmy sobie w oczy.
-Kochanie, mam nadzieję, że następnym razem będziemy w szpitalu, ale tylko jak nasze maleństwo będzie przychodziło na świat- wyszeptał Nath i mnie pocałował.
W tym momencie do sali weszli Sam i Kris.
-Gratulacje Luc!- wykrzyknął rozradowany Sam- Prawda, że będę chrzestnym?- zapytał jak na przesłuchaniu.
Ja i Nathan zaśmialiśmy się.
-Jeszcze się zastanowimy- odparłam.
Od wejścia do mojej salki Kris cały czas był wpatrzony w telefon.
-Kris? Z kim tak ciągle SMS-ujesz?- zapytałam podejrzliwie, ale on nie odpowiedział- Halo, Kris! Tu Ziemia!- zwróciłam jego uwagę.
-Co jest? Co się stało?- oderwał oczy od wyświetlacza i nerwowo rozejrzał się po pokoiku.
-Zakochał się- wyjaśnił Sam.
-I nam nie powiedziałeś? No wiesz ty co!- udałam oburzoną, a Kris się zarumienił.
-To do kiedy tu jesteś?- zmienił temat Sam.
-Dziś wieczorem mogę wyjść- ucieszyłam się.
-To super!- ucieszył się mój chłopak- Ale musimy porozmawiać- przybrał pokerową twarz.
-Przepraszam was, ale muszę wyjść- powiedział Kris, wybierając w telefonie czyjś numer.
-Sam, pomożesz mi?- spojrzał na blondyna Nath.
-Pewnie- wstał z krzesła i stanął koło bruneta.
-Kochanie, musisz stąd wyjechać. Andy chce cię zabić- zaczął.
-Zabijemy go i dopiero wtedy wrócisz. Tu jest zbyt niebezpiecznie- dodał Sam.
-Mam znajomych w Stanach i zgodzili się tobą zaopiekować- oznajmił Nath- Nazywają się Sara i Max, rok temu się pobrali. Myślę, że uda ci się zakumplować z Sarą- uśmiechnął się.
-Dziękuję- odpowiedziałam.

------------------------------

Witam ponownie! :D
Jak widac rozdzial jest dosc szybko :) mam teraz chwilke czasu bo siedze w szkole i czekam na angielski :) tak, jeszcze nie skonczylam lekcji :< koncze o 18.30, od rana zjadlam tylko 2 bulki i zjem dopiero jak wroce do domu ok 19, no ale coz, kazdego szkoda ;)
Odpowiem na pytanie z poprzedniego rozdzialu: tak, dotyczy ogolnie czlonkow tw :)
Rozdzialu nie komentuje bo jest beznadziejny :( i z gory przepraszam ze notke posze bez polskich znakow, ale po prostu mam malo czasu xD
Do nastepnego, caluje moooocno wszystkich czytelnikow! ❤

wtorek, 4 listopada 2014

Rozdział 22

Stanęliśmy przed białymi drzwiami i zadzwoniłam na dzwonek. Po chwili naszym oczom ukazała się moja mama.
-Luc?- wykrzyknęła radośnie- Jak ja cię dawno nie widziałam!- kontynuowała, mocno mnie przytulając.
-Bardzo się stęskniłam- odpowiedziałam.
-Wejdźcie do domu- zaprosiła nas.
Zdjęliśmy buty i zaprowadziłam Nathana do salonu, gdzie siedział mój tata z kubkiem kawy i gazetą.
-Cześć tato- przywitałam się z uśmiechem i pocałowałam go w policzek.
-Hej córciu- uśmiechnął się- Dzień dobry- powiedział do Sykesa.
-Dzień dobry- odpowiedział i uścisnęli sobie dłoń.
Usiedliśmy wszyscy a ja nieśmiało zaczęłam:
-Mamo, tato, chciałabym przedstawić wam mojego chłopaka Nathana.
Rodziców na chwilę zamurowało, ale po chwili wrócili do normalnego stanu i polubili mojego ukochanego.
-Nath, twój telefon dzwoni- podałam chłopakowi urządzenie.
-Halo?... Co!? Oni tutaj!?... Zaraz będę- szybko zakończył rozmowę.
-Co jest?- zaciekawiłam się.
-Andy gdzieś tu krąży. Muszę jechać. Obiecuję, że wrócę żywy- zaśmiał się, pospiesznie cmoknął mnie w usta i szybko wyszedł.
-Luc, co to za chłopak, który gdzieś nagle wybiega, bo przyjechał jakiś jego kumpel?- oburzyła się mama.
-Mamo, to nie jest jego kolega. To długa historia...- westchnęłam.
-W takim razie nam ją opowiedz- wtrącił się tata.
I tak, po kolei, opowiedziałam rodzicom wszystko co się działo od dnia, kiedy Nathan mnie porwał.
-Czyli twój chłopak wyszedł, żeby tobie nic nie zagrażało?- podsumował tata.
-Tak- potwierdziłam- Ale jest jeszcze jedna rzecz, którą chciałam wam powiedzieć...- zawahałam się.
-Jaka?- dociekała mama.
-Ja... ja będę miała dziecko z Nathanem- wyrzuciłam jednym tchem.
-To świetnie, córeczko!- ucieszyli się rodzice- A on już o tym wie?
-Jeszcze nie. Powiem mu jak wróci- odparłam.
I jak na zawołanie do domu wszedł Nath. Zdjął buty i wszedł do salonu, gdzie siedziałam na sofie z rodzicami.
-Kochanie, co się stało!?- wykrzyknęłam na jego widok.
-Nic- odpowiedział.
-Jak to nic!? Masz rozciętą wargę!- powiedziałam zdenerwowana, po czym wstałam i podeszłam do niego.
-No trochę się poszarpałem z Andy'm i nic więcej- mówił z trudem poprzez ranę.
-Mhm, bo ci uwierzę- uniosłam brew i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.
-Ehh, no dobra, trochę się pobiliśmy- westchnął.
-Nathan...- zaczęłam.
-Ale obiecuję ci kochanie, że go zabiję- mówił przez zęby.
-Posłuchaj mnie- lekko się zdenerwowałam.
-Zabiję tego sukinsyna i będzie po sprawie- ciągnął.
-Ej! Możesz mnie posłuchać!?- uniosłam się.
-Już za niedługo będziesz bezpieczna- nie zwracał na mnie uwagi.
-Nathan! Ja jestem w ciąży!- wrzasnęłam wreszcie a chłopak utkwił we mnie wzrok.
-C-co!?- niedowierzał.
-Będziesz ojcem- odpowiedziałam cicho, patrząc w jego piękne oczy, które sprawiały, że za każdym razem zakochiwałam się w nim na nowo.
Brunet spojrzał na mnie oniemiały i bez słowa wyszedł z domu.
,,Co ja teraz zrobię!? On nie chciał tego dziecka!''- myślałam, idąc do łazienki.
Zamknęłam drzwi na kluczyk i zaczęłam przeszukiwać szafkę. Gdy je znalazłam, usiadłam na podłodze, opierając się plecami o wannę.
,,To za Natallie. To za Tom'a. To za porwanie. To za miłość. To za ciążę. To za Nathana. To za mnie.''- wymieniałam w myślach, za każdym razem robiąc na nadgarstku nacięcie żyletką.

-----------------------------------

Witam witam! xDD
Przepraszam za tak długą nieobecność, ale miałam kilka spraw do ogarnięcia (jestem w samorządzie szkolnym i trochę pracy tam jest). Na prawdę nie mam czasu :( teraz siedzę na francuskim i dodaję rozdział xD postaram się częściej dodawać rozdziały, obiecuję :>
A co u Was? I jak podoba się rozdział? Co będzie dalej? :)
Pozadrawaiam wszystkich! ❤

niedziela, 7 września 2014

Rozdział 21

Dojeżdżaliśmy do hotelu!
Ashton zaparkował auto niedaleko wejścia.
-Wysiadaj i leć do Nathana. Na pewno się martwi- uśmiechnął się Elyar.
-Dziękuję wam! Jesteście kochani!- uradowałam się, przytuliłam obu chłopaków i pobiegłam w stronę wejścia.
Weszłam cicho do pokoju numer 69 i ujrzałam Nathana, śpiącego na łóżku w ubraniach. Miał spuchnięte od płaczu oczy.
Zdjęłam szpilki i położyłam się koło niego.
Delikatnie przejechałam dłonią po jego policzku.
Chłopak otworzył oczy.
-Lucy!?- zdziwił się.
-Tak, kochanie. A kogoś się spodziewał?- zaśmiałam się.
-Wiesz jak ja się o ciebie martwiłem!
-Widzę, że długo płakałeś...- powiedziałam.
Chłopak przetarł oczy.
-Gdzie byłaś? Co się z tobą działo?- interesował się.
Opowiedziałam mu wszystko co się stało.
-Mówiłem, że ten twój kuzyn jest podejrzany!- uniósł się Nathy.
-Ale gdyby nie on, no i Ashton, nie byłoby mnie tutaj, tylko leżałabym zgwałcona i nieżywa na dnie morza!- broniłam Elyara.
-No dobrze. Najważniejsze, że jesteś przy mnie- pocałował mnie w czoło- Wiesz kochanie, tak sobie myślałem, żeby przedstawić cię moim rodzicom. Co ty na to?- uśmiechnął się.
-Ale czy oni mnie polubią?- spytałam.
-Jesteś taką cudowną osobą, że na pewno cię polubią- pocałował mnie namiętnie.
-No dobrze- uśmiechnęłam się- A oni wiedzą w jaki sposób zarabiasz na życie?
-Co masz na myśli?- wyszeptał mi do ucha.
-Sprzedawanie narkotyków-westchnęłam.
-No coś ty! Jakbym im powiedział to chyba by mnie wydziedziczyli!- odparł na poważnie- A w spadku przepisali mi dość trochę kasy, dwa samochody i ogromny dom, więc nie chcę im podpaść- zaśmiał się.
-To co im powiesz jak zapytają skąd miałeś kasę na auto?- uniosłam jedną brew.
-Połowę kasy na auto mam od nich, a drugą połowę powiem, że uzbierałem- wyszczerzył zęby w uśmiechu.
-Więc gdzie pracujesz?-spytałam.
-W dużym klubie w Londynie, jako barman- odpowiedział.
-Okay, kłamczuszku- zaśmiałam się.
-A do twoich rodziców też pojedziemy?- ucieszył się.
-Wiesz, to nie będzie takie łatwe, bo trochę się z nimi ostatnio pokłóciłam- posmutniałam.
-Ale na pewno ucieszą się, że do nich przyjechałaś w dodatku z takim fajnym, przystojnym i seksownym chłopakiem- odparł z przekonaniem.
-Fajnym? Przystojnym? Seksownym? No chyba sobie żartujesz!- pokazałam mu język.
Chłopak zaczął mnie nagle łaskotać.
-Hahahahaha kochanie, proszę przestań!- darłam się przez śmiech.
-Nie- rzucił krótko i zaczął się śmiać.
Pocałowałam Nathana i od razu przestał mnie łaskotać.
Przewróciłam się na plecy przez co brunet wylądował na mnie. Zsunęłam z jego ramion bluzę i t-shirt. Chłopak zdjął ze mnie sweterek i ponownie złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.
Pewnie zaszłoby coś więcej, ale niewiadomo jak i kiedy w pokoju znalazł się Sam.
-Ekhm!- usłyszeliśmy głośne chrząknięcie, przez co natychmiast się od siebie oderwaliśmy.
-Yyy...hej Sam! To nie to co myślisz!- zaczął tłumaczyć się mój chłopak, poprawiając włosy.
-Ja tu przychodzę żeby zobaczyć czy trzymasz się jakoś po porwaniu Luc, a zastaję cię całującego się z nią. No ładnie- zaśmiał się- Luc, gdzieś ty, kurwa, była!? Wszyscy się o ciebie martwiliśmy!
Opowiedziałam wszystko, ze szczegółami, a na koniec dodałam:
-Możesz to opowiedzieć Kris'owi, bo nie będzie mi się chciało tego powtarzać po raz trzeci.
-Pewnie. Już do niego idę- uśmiechnął się i wyszedł z pokoju.
-To na czym skończyliśmy?- zapytał Nath, składając pojedynczy pocałunek na mojej szyi.
-Kochanie, nie teraz, bo za chwilę zapewne przyjdzie tu Kris- odparłam, przeczesując palcami włosy.
Tak jak przewidziałam, po chwili do pokoju wpadł Kris.
-Matko! Luc, jak dobrze, że jesteś! Strasznie się martwiłem!- krzyknął na wejściu i mocno mnie przytulił.
-Ty też płakałeś?- spytałam zaskoczona.
-Co? Ja? Nie!- bronił się.
-Przecież widzę po oczach. Są spuchnięte, jak Nathana- przewróciłam oczami.
-Bo ten, to alergia- plątał się.
-Tak, tak- zaśmiałam się ironicznie i poczochrałam mu grzywkę.
Chwilę po tym Kris wrócił do swojego pokoju.
-To gdzie mieszkają twoi rodzice?- spytał Nath.
-W Kanadzie- odparłam- A dokładniej w Stratford- dodałam.
-To pakuj się kochanie i lecimy do Kanady- powiedział ochoczo mój chłopak.
-Ale...- nie dokończyłam bo przerwał mi brunet.
-Żadnych 'ale'! Pakuj się i koniec kropka.
W końcu dałam za wygraną.
-----------------------
Przepraszam, przepraszam, przepraszam, jestem okropna! :( Zawiodłam wszystkich Was. Powinnam skończyć z tym blogiem.
Nie mam nic wiecej do napisania :'(

piątek, 15 sierpnia 2014

Rozdział 20

-Kochanie, Elyar mieszkał tu od zawsze?- spytał Nath, gdy wieczorem leżeliśmy już w łóżku.
-Nie. W sumie to nikt z mojej rodziny nie mieszka we Francji. A co?- odparłam.
-Nie wydaje ci się to dziwne, że pojawił się w Paryżu wtedy kiedy my, że szedł tą samą drogą co my i w tym samym czasie?- ciekawił się.
-Nie. Po prostu zwykły zbieg okoliczności- uśmiechnęłam się.
-No nie wiem...- zamyślił się.
-O co ci chodzi!?- zdenerwowałam się.
-O nic. Po prostu wydaje mi się, że ten twój kuzyn jest jakiś podejrzany- wyjaśnił spokojnie mój chłopak.
-Wiesz co? Idź spać, bo gadasz same głupoty- powiedziałam wkurzona, odwróciłam się plecami do Nathana i zasnęłam.
Jednak następnego dnia nie denerwowałam się już na niego. No cóż, pewnie był zmęczony i gadał głupoty.
-Lucy, twój kuzyn dzwoni- oznajmił Nath, odbierając telefon.
Pogadali chwilę a po zakończeniu rozmowy brunet powiedział:
-Idziemy do restauracji z twoim kuzynem, ok?
-Super!- ucieszyłam się- Za ile?
-Za pół godziny- odpowiedział.
Ubrałam jasne jeansy, kremową koszulkę, kremowe szpilki na platformie i bluzę w kwiatki.
Wyszliśmy z hotelu a po drugiej stronie ulicy ujrzeliśmy, czekającego na nas Elyara.
Nathan przebiegł przez ulicę, cudem unikając potrącenia przez auto, natomiast ja cierpliwie czekałam.
***OCZAMI NATHANA***
Stałem z kuzynem Lucy po drugiej stronie ulicy i czekaliśmy na nią. Pojechało jakieś duże, czarne auto i zasłoniło nam ją, lecz gdy odjechało, Lucy już nie było.
-Gdzie ona jest!? Przed chwilą tam stała!- krzyknąłem- Musimy ją znaleźć!- panikowałem.
-Spokojnie, znajdziemy ją- uspokajał mnie jej kuzyn.
-Dobra, chodźmy do hotelu i tam zastanówmy się co robić- mowiłem zdenerwowanym głosem.
Poszliśmy do hotelu i usiedliśmy w fotelach w moim pokoju. Napisałem SMS-a do Kris'a żeby szybko przyszli a oni zjawili się w mgnieniu oka.
-Co jest? Nie mieliście iść do restauracji? Gdzie Luc?- zarzucał mnie pytaniami Sam.
-Oni...porwali ją- odpowiedziałem łamiącym się głosem.
-Co!?- niedowierzał blondyn- Nie wierzę. Nath, nie żartuj sobie.
-Sam! On nie żartuje! Nie widzisz tego?- odezwał się Kris.
-Okay, widzę, że sprawa jest poważna. To co robimy?- spytał Sam.
-Nie wiem- westchnąłem a po moim policzku spłynęła łza.
-Stary, nie martw się. Znajdziemy ją całą i zdrową choćby nie wiem co- rzekł Kris i poklepał mnie po ramieniu, po czym razem z Sam'em i Elyarem opuścili pokój.
Gdy byłem pewny, że nikt nie patrzy, schowałem twarz w dłonie i zacząłem płakać jak dziecko. Kompletnie nie wiedziałem co robić, jak jej szukać. Tak bardzo się o nią bałem. Zgodziłem się na to wyjście. Obwiniałem za to samego siebie. Czułem, że ten jej kuzyn jest w to wplątany, bo od przyjścia do hotelu nic nie powiedział, a na szczególnie smutniego nie wyglądał, ale to nie znaczy, że się śmiał i cieszył.
Nie miałem siły o niczym myśleć. Po prostu chciałem mieć ją koło siebie.
***OCZAMI LUC***
Nathan jak zawsze przebiegł przez ulicę w ostatniej chwili a ja czekałam, aż wszystkie auta przejadą. W pewnym momencie przede mną zatrzymało się czarne, duże auto, które całkowicie zasłoniło mi mojego chłopaka i kuzyna. Z pojazdu wysiadł wysoki facet w kominiarce i wciągnął mnie do środka.
Auto ruszyło.
Chłopak zdjął kominiarkę.
-Andy!?- krzyknęłam.
-We własnej osobie- uśmiechnął się- Co? Zaskoczona?
-Czego ty znowu chcesz?- warknęłam.
-Śmierci Sykesa. I ciebie przy okazji- odparł szczeniacko.
-Możesz sobie chcieć, ale tylko na zachciankach się skończy- wzruszyłam ramionami.
-Nie byłbym taki pewny- odparł i niespodziewanie wpił się w moje usta.
Nie oddałam jego pocałunku i odepchnęłam go od siebie.
-Spieprzaj! Nathan i tak mnie znajdzie i uratuje!- wrzasnęłam.
-Możesz sobie pomarzyć, złociutka- powiedział i zaśmiał się.
Nic więcej nie mówiłam. Bałam się, co będzie dalej.
Cały czas powtarzałam sobie w myślach, że Nathan za chwilę mnie znajdzie i zabierze ze sobą do hotelu, ale jakoś nie byłam tego pewna.
Po jakimś czasie auto się zatrzymało, a gdy wysiadłam, ujrzałam, że jesteśmy przy jakiś starych, opuszczonych magazynach.
,,No super! Teraz mnie tu zgwałci i zabije, albo zostawi na pastwę losu przywiązaną do słupa"- myślałam pesymistycznie, bo jak inaczej? Optymizm w takiej sytuacji jest dla hardkorów!
Biersack nagle gdzieś zniknął a jego ludzie zaprowadzili mnie do jakiegoś pomieszczenia, wyszli i zamknęli drzwi. Zostałam sama.
Rozejrzałam się.
W pomieszczeniu stała tylko duża, brązowa szafa.
Usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi.
Odwrociłam się i ujrzałam Ashtona, który był równie zdziwiony jak ja.
Pospiesznie zamknął za sobą drzwi.
-Co ty tu robisz?- spytał zdziwiony szeptem.
-To co widać. Zostałam porwana- wzruszyłam ramionami i zaśmiałam się panicznie przez łzy.
-Ja...wiem co oni chcą ci zrobić- powiedział cicho i spuścił głowę.
-Co!?- wystraszyłam się.
-Andy chce żebym ubrał cię w to...- pokazał króciutką czerwoną sukienkę z dużym dekoltem, czerwone podwiązki i czerwone szpilki-...i zaprowadził do pokoju gdzie zjecie obiad.
-To chyba dobrze?- zdziwiłam się.
-Dobrze!? Jego obiad będzie dobry, ale twój...- zawahał się-...twój będzie nafaszerowany środkami odużającymi. Następnie poczeka aż stracisz przytomność i zgwałci cię, a gdy zaczniesz kontaktować, wrzuci cię związaną sznurem do wody!- wyjaśnił mi Ashton.
-Ja chcę żeby Nathan tu był- zaczęłam płakać, a chłopak przytulił mnie i gładząc moje włosy, mówił:
-Będzie dobrze. Postaram ci się jakoś pomóc.
Drzwi się otworzyły i ktoś wszedł. Ash momentalnie się ode mnie odsunął, a ja ujrzałam wchodzącego niesmiało...Elyara.
-Elyar!? Co ty tu, do cholery, robisz!? Gdzie jest Nathan!?- podbiegłam do kuzyna.
-Nathan jest w hotelu w Paryżu. Przyjechałem po ciebie, ale twój chłopak o tym nie wie. Załamał się po twoim zniknięciu i nie wychodzi z pokoju- tłumaczył szeptem.
-A co jak ktoś cię tu zobaczy? Poza tym, nie widzisz, że tu jest jeden z ludzi Andy'ego?- panikowałam.
-Powiedz jej- odezwał się brunet.
Spojrzałam na niego pytająco, następnie na Elyara.
-Co masz mi powiedzieć?- zdziwiłam się.
-Ja też pracuję dla Biersacka- spuścił głowę- Dlatego nie boję się być tu zauważonym- wyjaśnił.
-I ja ci mam ufać!?- pisknęłam przez łzy.
-Spokojnie. Jesteśmy rodziną, tak? A rodzina sobie pomaga, tak? Więc cię uwolnię i zawiozę do Nathana. Ok?- uspokoił mnie.
-Luc, ja też chcę cię uwolnić. Zaufaj nam- mówił przekonująco Ashton.
-No nie wiem...- zawahałam się.
-Serio, chcemy dla ciebie dobrze- zapewnił mnie El.
-No okay. Ale jak chcecie mnie stąd zabrać?- spytałam.
-W worku- odparł Ash i pokazał mi ogromny, lniany worek- Powiemy, że to tylko śmieci i chcemy je wywieźć, weźmiemy cię w worku do auta i zawieziemy do Nathana- odowiedział.
-Dobra- rzuciłam i bez namysłu weszłam do worka.
-Tu masz niewielką dziurę- powiedział mój były- Trzymaj przy niej twarz, żebyś mogła oddychać.
Zrobiłam tak jak kazał.
Podnieśli worek.
Wokół mnie panowała ciemność i nic kompletnie nie widziałam. Słyszałam tylko kroki chłopaków.
Usłyszałam otwierające się drzwi do auta, czyli wyszliśmy z budynku.
Położyli mnie na tylnym fotelu.
Ruszyliśmy.
-Luc, powiem ci, kiedy możesz wyjść- usłyszałam głos kuzyna.
Czekałam chwilę i w końcu El powiedział:
-Możesz wyjść.
Niepewnie opuściłam worek.
------------------------
No hej! :)
Tak jak obiecałam, jest następny rozdział! :)
A teraz z serii ,,życiowe problemy Olesława": podoba mi się jeden chłopak, kilka lat starszy ode mnie, ale boję się do niego napisać. Co robić? :<
No i to byłoby na tyle :D
Jak myślicie, czy Luc słusznie zaufała chłopakom? Czy na pewno zawiozą ją do hotelu? A może ją okłamali?
Do next'a
Ola :)

wtorek, 12 sierpnia 2014

Rozdział 19

Serce mi stanęło. Odwróciłam się w stronę Nathana i ujrzałam go...żywego! Pocisk Biersacka go nawet nie dotknął.
-Ey, Andy, może najpierw idź na strzelnicę i poćwicz celność?- zaczął śmiać się Sam.
Andy i jego ludzie w momencie uciekli ze wstydu, a ja i chłopaki zwijaliśmy się ze śmiechu.
Przyszliśmy do hotelu i od razu, gdy weszłam do pokoju, zdjęłam moje szpilki, odwiesiłam torebkę na wieszak, wzięłam swoje kigurimi i przebrałam się w nie, tak jak poprzednio, przy Nathanie. Następnie poszłam do łazienki zmyć makijaż.
-Lucy, wiesz, że mogłaś wtedy strzelić...- powiedział Nath, wychodząc z łazienki w bokserkach i wycierając włosy ręcznikiem.
-Wiem- odparłam.
-To czemu nie strzeliłaś?- ciekawił się.
-Bałam się. Z resztą ty też mogłeś strzelić- westchnęłam.
-Ale jeśli ja bym strzelił, to oni strzelili by do ciebie- powiedział, siadając na brzegu łóżka i patrząc na mnie.
Odwróciłam wzrok, bo nie mogłam na niego dłużej patrzeć. Nie dość, że miał cudowną klatę i siedział przede mną w samych bokserkach, to jeszcze patrzył na mnie tymi swoimi pięknymi oczami!
-Co się stało, że tak nagle odwróciłaś wzrok?- spytał zdziwiony.
-Bo ty, do jasnej cholery, jesteś zbyt idealny, żeby na ciebie patrzeć dłuższy czas!- powiedziałam poważnie po czym wybuchłam śmiechem.
Nathan też zaczął się śmiać a po chwili wziął mnie na ręce, położył na łóżko i zaczął łaskotać.
Od śmiechu bolał mnie brzuch i mięśnie policzkowe.
-Jesteś idiotą!- nie zdołałam nic więcej powiedzieć, bo chłopak jeszcze bardziej zaczął mnie łaskotać.
-Jak chcesz żebym przestał to znajdź na to jakiś sposób- powiedział.
Nieustannie zwijając się ze śmiechu, myślałam co zrobić żeby Nathan przestał i wpadłam na pewien pomysł.
Chwyciłam jego głowę i przyciągnęłam do mojej a następnie namiętnie go pocałowałam.
To była bardzo skuteczna metoda, ale takiego efektu końcowego nie planowałam... Ujmę to tak: zrozumiałam sens tekstu ,,zapamiętaj moje imię, bo w nocy będziesz je głośno krzyczeć". Nic więcej nie trzeba mówić.
Następnego dnia rano, gdy się obudziłam, Nath jeszcze spał. Usłyszałam, że dzwoni mu telefon, spojrzałam na wyświetlacz. Kris. Odebrałam.
-No hej- przywitałam się- Co jest?
-To ja się pytam co jest- zaśmiał się- Jest 10.40 a wy śpicie. O tej godzinie to Nathan jest zawsze na nogach- tłumaczył kumpel.
-Eee...bo Nathy...był wczoraj zmęczony i dłużej sobie pośpi- plątał mi się język.
-Ciekawe czym był tak zmęczony!- usłyszałam głos Sam'a w słuchawce.
-No...eee...sprzątaniem. Bo wczoraj sprzątaliśmy pokój- starałam się wybrnąć.
-Oj Luc, Luc... pogrążasz się- zaśmiał się blondyn.
-A wy to już tam cicho bądźcie, bo mi Nathana obudzicie- zaśmiałam się i zakończyłam połączenie.
No tak, dochodziła 11 a mój chłopak jeszcze spał. Postanowiłam, że najpierw się trochę ogarnę i ubiorę a później go obudzę.
Założyłam na siebie czarne rurki z dziurami, turkusową koszulkę na ramiączkach i turkusowe Conversy.
Podeszłam do łóżka, gdzie nadal spał Nath i pocałowałam go w policzek. Chłopak delikatnie się uśmiechnął i powiedział:
-Jakie miłe przywitanie, kotku.
-Kochanie wiesz, że jest już 11?- spytałam.
-Niemożliwe. Tak późno?- chciał się upewnić.
Przytaknęłam kiwnięciem głowy.
-To muszę się szybko ubrać i gdzieś pójdziemy, bo o 12.30 przychodzą sprzątaczki- mówił, wstając z łóżka.
W mgnieniu oka stał ubrany przy drzwiach i czekał aż wyjdę wreszcie z pokoju.
Poszliśmy do parku gdzie spacerowaliśmy trzymając się za ręce. Nagle puściłam Nathana i pobiegłam w stronę blondyna w bluzie i fullcap'ie i wyskoczyłam mu na plecy.
-Luc?- zdziwił się chłopak.
-Tak- zaśmiałam się.
-Co ty robisz w Paryżu? Przecież powinnaś być na studiach- mówił, gdy zeszłam mu z pleców.
Podszedł do nas mój chłopak.
-Kochanie, to jest mój kuzyn Elyar, Elyar, to mój chłopak Nathan- przedstawiłam ich sobie.
-Ale my się dawno nie widzieliśmy! Strasznie się za tobą stęskniłam- powiedziałam, przytulając kuzyna.
-Nie wiedzieliśmy się chyba rok- przytaknął- A twój chłopak nie będzie zazdrosny, że się do mnie przytulasz?- zaśmiał się.
-Nieeee, Nathy pewnie mi wybaczy- odparłam i cmoknęłam mojego chłopaka w policzek- Idziemy do kawiarni. Idziesz z nami?- spytałam blondyna.
-Nie będę przeszkadzał?- chciał się upewnić.
-No coś ty!- zaprotestowałam- Czyli idziesz z nami.
Poszliśmy do kawiarni i zajęliśmy stolik w rogu ogródka letniego.
-Chłopcy, pójdziecie zamówić? Ja tu poczekam- powiedziałam.
-Pewnie- odparł Nathan- A co chcesz?
-Hmm...może Latté waniliową- zdecydowałam się wreszcie.
El i Nath poszli zamówić a ja siedziałam i patrzyłam w stronę parku.
Myślałam nad tym przypadkowym spotkaniem z moim kuzynem. Przecież nikt z mojej rodziny nie mieszka ani nie studiuje w Paryżu. Mam rodzinę we Włoszech, Hiszpanii, Kanadzie, ale nie we Francji... No cóż, najwyraźniej mam ogromne szczęście, że spotkałam Elyara.
------------------------
No to tak jak obiecałam, jest kolejny rozdział :)
Następny jutro ^^
Dobranoc :*
Ola

Rozdział 18

Było około godziny 22.30. Nathan właśnie wyszedł z łazienki po szybkim prysznicu. Ponownie miał na sobie same bokserki z Calvin'a Klein'a, ale tym razem szare.
,,Jasna cholera! Nathan, czy ty musisz być taki seksowny!?"- pomyślałam.
Chłopak położył się koło mnie i powiedział:
-O ile mnie pamięć nie myli, to chciałaś się do mnie poprzytulać...
-Nie myli cię- zaśmiałam się i odparłam głowę na jego ramieniu a on mnie objął.
Leżeliśmy tak chwilę i usłyszeliśmy otwierające się drzwi, po czym do pokoju weszli Sam i Kris.
-Możemy trochę poprzeszkadzać?- zażartował blondyn.
-Jasne- odpowiedział Nathan- Siadajcie- wskazał na fotele.
Podłożył poduszkę pod plecy i usiedliśmy oparci o ścianę, a ja połozyłam głowę na ramieniu mojego chłopaka.
-Wiemy gdzie jest Andy- zaczął Kris.
-Gdzie!?- ożywiłam się.
-W hotelu kilka przecznic dalej- odpowiedział.
-Wiecie coś jeszcze?- odezwał się Sykes.
-Nie, ale próbujemy ustalić ilu ludzi jest z nim- zabrał głos Sam.
-Okay. To jak ustalicie, to dajcie znać- powiedział poważnie Nath.
Chłopaki pokiwali głowami.
-A tak z innej beczki, może byśmy się wybrali na dyskotekę?- zaproponował Kris.
-Co ty na to, kochanie?- zwrócił się do mnie Nathan.
Jeszcze nie przywyklam do nazywania mnie w ten sposób, ale bardzo mi sie to podobało.
-No w sumie czemu nie?- zaśmiałam się.
-To ubieraj się i idziemy- powiedział mój chłopak i cmoknął mnie w usta.
-W takim razie my idziemy się przebrać i przyjdźcie jak będziecie gotowi- powiedział Kris, wychodząc z pokoju.
-Lucy, pamiętasz tą czarną sukienkę, którą miałaś na sobie, gdy cię porwałem?- spytał.
-No pewnie, że pamiętam- przewróciłam oczami- A co?
Spojrzałam na chłopaka, który wyjął coś z szafy.
-Ubierz ją, bo wyglądasz w niej pięknie- podał mi ową czarną sukienkę.
Wzięłam ją od niego i chciałam iść do łazienki, ale stwierdziłam, że skoro Nathan jest moim chłopakiem i czasem przebiera się przy mnie, to i ja mogę raz przebrać się przy nim.
Zdjęłam swoje kigurimi i zostałam w samej bieliźnie.
Sykes spojrzał na mnie i powiedział:
-Kotek, łazienka.
-Też cię kocham- posłałam mu buziaczka i założyłam sukienkę- Zapniesz mi zamek?- spytałam, stając tyłem do Nathana.
Poczułam na plecach jego ciepłe i delikatne dłonie, co sprawiło, że przeszły mnie ciarki.
-Ey!- krzyknęłam- Prosiłam cię o zapięcie sukienki, a nie rozpięcie stanika!
Brunet zaśmiał się łobuzersko, a ja lekko uderzyłam go w głowę.
-Przepraszam- rzekł ze skruchą- Daj, zapnę ci i stanik i sukienkę.
Jak obiecał, tak zrobił. Po tym ubrał na siebie czarne rurki, beżową koszulę w kratkę i czerwone Adidasy.
-Idziemy?- spytał.
-Czekaj. Zrobię szybki makijaż- odparłam, robiąc kreski eyelinerem.
Już po chwili szłam z Nathanem za rękę po chłopaków.
Poszliśmy do klubu LA SCALA, gdzie świetnie się bawiliśmy.
W pewnym momencie przed oczami mignął mi Andy. Tak to byl on! Jestem pewna!
-Nathan- powiedziałam mu na ucho- Andy- wskazałam palcem na stojącego do nas plecami chłopaka o czarnych włosach.
-Chłopaki, kończcie drinki i zwijamy się- zarządził Sykes.
Dopiliśmy wszystko i pospiesznie opuściliśmy klub.
Szliśmy bardzo szybko, aby jak najszybciej znaleźć się w hotelu.
Jeszcze tylko kilka przecznic.
O fuck!
Nagle przed nami, niewiadomo skąd, pojawił się Biersack.
-Czego ty, kurwa, chcesz!?- warknął Nathan.
-Ja? Ja chcę cię tylko zabić- zaśmiał się wrednie.
-Nie wiem czy zauważyłeś, ale nas jest czwórka, a ty tylko jeden- zauważył mój chłopak.
-Jesteś pewien?- spytał retorycznie a koło niego pojawiło się dwóch kolesiów.
Przyjrzałam się im. Jednego z nich rozpoznałam. Jasnobrązowe włosy, dołeczki w policzkach, delikatna opalenizna, jasne szaro- niebieskie oczy, bandama na głowie...
-Ashton!?- krzyknęłam zdziwiona.
-Luc? Ty tutaj?- spytał zaskoczony Ash.
-Znasz go!?- odezwał się Sykes.
-Tak, znam- westchnęłam.
-Skąd?- ciekawił się Nath.
-Z liceum- odpowiedziałam- Ashton jest moim...byłym chłopakiem- dokończyłam cicho.
-Nic mi nie mówiłaś- oburzył się mój ukochany.
-Nie pytałeś- odparłam.
Nathan już nic nie mówił.
-Lucy, co ty tu robisz? Skąd ich znasz?- dopytywał mój były.
-Ehh, długa historia... I nie mów tak do mnie- lekko się zdenerwowałam.
-Czemu? Lucy, bo ja chciałbym żebyś do mnie wróciła- powiedział cicho.
-Nie! Ashton! Ja mam chłopaka!- uspokoiłam go.
-C-co!? Kogo!?- zdziwił się.
Podeszłam do Nathana i pocałowałam go.
-Jego- powiedziałam dumnie.
Zapadła cisza, którą przerwał Andy, wyjmując pistolet. Jego towarzysze zrobili to samo.
Nathan, Sam i Kris wycelowali swoimi pistoletami we wroga.
-Kochanie, a ty?- uśmiechnął się Sykes.
No tak! Przecież mam w torebce prezent urodzinowy od niego. Wydobyłam go z torebki w mgnieniu oka.
-Sykes, po co te scenki? Po prostu daj się zabić i po kłopocie- rzekł Andy.
-Nie- postawił się Nathan.
Andy uniósł pistolet i strzelił.
-------------------------
No i po długiej przerwie jest następny rozdział! :D
Może dodam kolejny rozdział dziś żeby Wam to wynagrodzić? :>
Nie mam nic ciekawego do napisania, więc do next'a :)
Ola

piątek, 18 lipca 2014

Rozdział 17

-Eee...Nathan, ja...ja nie wiem jak to powiedzieć- zaczęłam- Może dajmy sobie jeszcze trochę czasu. Nie chcę żeby to działo się tak szybko- dokończyłam.
-Szkoda- posmutniał.
-Nie zrozum mnie źle. Bardzo cię lubię, ale to chyba jeszcze za wcześnie na związek- tłumaczyłam mu.
-Lucy, a ten twój sen w samolocie? Byliśmy w nim parą, mieliśmy dziecko...może warto spróbować? Może coś z tego wyjdzie?- nie dawał za wygraną.
-Nie, Nathan. Zrozum, że nie jestem gotowa na bycie z tobą. Przepraszam- powiedziałam i weszłam do pokoju, zostawiając Sykesa samego na balkonie.
Na prawdę bardzo go lubiłam, ale on był zbyt wybuchowy. Nie wiedziałam jaki będzie jako chłopak. Chciałam z tym poczekać, lepiej poznać Nathana.
Usiadłam na łóżku i spojrzałam na bruneta, stojącego wciąż na balkonie. Był taki smutny.
Uroniłam kilka łez, ale otarłam je szybko i podeszłam do niego.
Wskoczyłam mu na plecy i powiedziałam:
-To o której idziemy na tą strzelnicę?
-Zejdź ze mnie- odparł sucho.
Chyba nie chciał ze mną rozmawiać.
Wyszedł z pokoju i nie powiedział gdzie idzie.
Byłam zła na siebie, że tak go potraktowałam. On się tak starał a ja dałam mu kosza.
W kółko chodziłam bezsensownie po pokoju, siadałam na łóżku, wstawałam i znów łaziłam. Po około trzydziestu minutach miałam już dość. Postanowiłam, że pójdę do Sam'a i Kris'a z nadzieją, że znajdę tam Nathana.
Zapukałam do drzwi i otworzył mi Kris.
-Lucy, dobrze, że przyszłaś- przywitał mnie.
-Jest tu Nathan? Spieprzyłam jedną rzecz i chcę to naprawić- mówiłam szybko.
-Nie ma go. Poszedł z Sam'em na piwo- wyjaśnił- Ale wejdź, muszę z tobą pogadać- wpuścił mnie do pokoju.
-O czym chcesz gadać?- spytałam.
Usiadłam na łóżku a Kris w fotelu.
-O Nathanie- powiedział sucho.
Nie wiem czemu coś mnie zabolało, gdy Kris wypowiedział te słowa.
-Ja nie chciałam! Spieprzyłam całą sprawę! Nie chciałam, żeby to tak wyszło! On mnie źle zrozumiał!- rozpłakałam się.
-Dałaś mu kosza?- upewniał się.
Potwierdziłam kiwnięciem głowy.
-Oj Lucy, Lucy...-westchnął- Idź do siebie. Chłopaki powinni wrócić za chwilę, pogadam z Nathanem. Może warto spróbować? Daj mu szansę. Jemu na prawdę na tobie zależy- mówił.
-Dobrze. Zrobię tak- obiecałam i poszłam do siebie.
Czekając w pokoju na Sykesa, myślałam gdzie trzymać pistolet.
,,W torebce będzie bezpieczny"- pomyślałam i tam go schowałam.
Po chwili przyszedł Nathan. Nic nie mówił, ale było widać, że jest wkurzony. Usiadł na fotelu, wziął telefon i coś sprawdził. Spojrzał na zegarek.Włożył ręce do kieszeni spodni i zaczął chodzić w kółko po pokoju.
Panowała przerażająca cisza, która świszczała mi w uszach. Nie mogłam już tego znieść. Stanęłam kilka kroków przed brunetem.
-Nathan, o co ci, do jasnej cholery, chodzi!?- krzyknęłam wkurzona.
-O nic- odpowiedział, choć widziałam, że kłamie.
Spojrzałam na niego, unosząc lekko brwi.
-Kurwa, o nic mi nie chodzi!- uniósł się- Masz nie wychodzić z pokoju. Zaraz wracam- dodał i wyszedł.
Czemu niby miałam nie wychodzić? Może...może znaleźli nas i już tu gdzieś są. Trochę przeraziła mnie ta myśl, więc na wszelki wypadek schowałam pistolet za pasek od spódniczki i przykryłam go sweterkiem. Nie było widać.
Zaczełam malować paznokcie. Wybrałam kolor niebieski, bo był moim ulubionym. Chwilę po tym, zaczęłam chodzić po pokoju i machać dłońmi, żeby lakier szybciej wysechł.
Usłyszałam, że ktoś naciska klamkę do drzwi.
,,No nareszcie wróciłeś, Nathan"- pomyślałam.
Odwróciłam się i doznałam szoku.
-No hej piękna- powiedział, wyższy ode mnie o prawie dwie głowy, chłopak o czarnych włosach, szaro-niebieskich oczach i licznych tatuażach oraz kolczyku w wardze i nosie- Siedzisz tu tak sama? Przecież mówiłem Nathanowi żeby cię pilnował- zaśmiał się głupio.
Stałam jak słup soli. O czym, do cholery, ten chłopak mówił!?
-Ach, przepraszam. Nie przedstawiłem się. Jestem Andy. Andy Biersack- powiedział i podszedł do mnie nonszalanckim krokiem.
-Czego ty ode mnie chcesz?- wycedziłam przez zęby.
-Od ciebie nic. Tylko porwę cię na trochę a jak przyjdzie po ciebie Nathan to go zabiję. Co zrobię później z tobą to jeszcze nie wiem, ale na pewno coś wymyślę- odpowiedział, stojąc za mną i kładąc mi głowę na ramieniu.
Przeszedł nie nieprzyjemny dreszcz. Gdy Nathan tak robił, to na początku też tak reagowałam, ale w końcu przestało mi to przeszkadzać.
-Sperdalaj- odparłam sztucznie słodko.
-Mrrr... Co tak ostro? Może najpierw się lepiej poznajmy?- zaśmiał się a jego dłonie powędrowały na moje biodra, po czym wziął mnie na ręce i rzucił na łóżko.
Wtedy przypomniałam sobie, że mam pistolet. Chciałam po niego sięgnąć, gdy ujrzałam stojącego nad łóżkiem wściekłego Sykesa, celującego pistoletem w głowę Andy'ego.
Czarnowłosy szybko wstał, przez co mogłam swobodnie wziąć do ręki swoją broń.
-Zostaw ją!- krzyknął Nathan.
-Ooo widzę, że kochany chłopak się znalazł- zaśmiał się Biersack.
-Nie jesteśmy parą- lekko posmutniał, ale był wkurzony, że Andy trafił w jego słaby punkt.
-Jak to nie!? Kochanie, masz inną!?- w końcu to był jego pomysł, żeby udawać parę.
-Ja...kotku, źle mnie zrozumiałaś... Kocham cię, ale nie możemy być razem. Zrozum to- mówił.
Nathan mógłby być aktorem! Jest świetny!
-Ale ja cię kocham!- wstałam z łóżka i do niego podeszłam.
-Ja...ja ciebie też, kochanie- odparł i pocałował mnie.
Sama nie wiedziałam czy nadal tylko udajemy, czy teraz na prawdę jesteśmy parą. Zapytam go po tym wszystkim.
-Jakie to wzruszające- powiedział sztucznie wzruszony Andy- A teraz, patrz jak twój chłopak umiera- zwrócił się do mnie i sięgnął po pistolet, ale go nie miał.
-Czegoś szukasz, Andy?- spytałam, trzymając w ręce jego broń.
-Skąd ty ją masz!?- zrobił wielkie oczy.
-Trzeba było się do mnie nie dobierać- odpowiedziałam.
Biersack spojrzał na nas zdezorientowany i nagle uciekł z pokoju.
-Lucy, przepraszam. Już nigdy nie zostawię cię samej, obiecuję- zapewniał mnie Nathan.
-Ja ciebie też przepraszam za rano. Nie chciałam żeby to tak wyszło. Źle mnie zrozumiałeś. Miałam co innego na myśli. Tylko bałam się czy to wyjdzie, czy na pewno do siebie pasujemy. Wiesz o co mi chodzi?- ze stresu mówiłam z szybkością rapera.
-Ciii- powiedział brunet i położył mi palec na ustach.
Spojrzał mi w oczy, delikatnie chwycił mój podbródek i pocałował mnie czule, jakbym była największym skarbem świata. I tak też się poczułam.
-Czy to znaczyło, że...- nie dokończyłam, bo przerwał mi Sykes.
-...jesteśmy parą- dokończył.
Przytuliłam się do niego, gdy do pokoju weszli, a wręcz wbiegli Sam i Kris.
-Wszystko w porządku? Widzieliśmy Andy'ego- wysapał Kris.
-Wszytko dobrze- odpowiedział Nathan- A nawet bardzo dobrze- dodał, uśmiechając się i patrząc na mnie, po czym delikatnie cmoknęliśmy się w usta.
-Czy my o czymś nie wiemy?- spytał podejrzliwie Sam.
-Może tak, może nie...- droczyłam się.
-Czyli jesteście razem?- ucieszył się Kris.
-A jak myślisz?- zaśmiał się Nath.
-Gratuluję!- uśmiechnęli się kumple mojego chłopaka.
-A co mamy robić dalej, skoro Andy i jego ludzie nas namierzyli?- spytał blondyn.
-Na razie zostaniemy tu- odparł Nathan- Poczekamy co będzie dalej i mam nadzieję, że szybko się go pozbędziemy- dokończył.
-Okay. To my zostawiamy was samych. Jak coś, wiecie gdzie nasz pokój- powiedzieli, wychodząc z pokoju.
-Czemu nie zabiłeś go już tutaj?- zaciekawiłam się.
-Od razu ktoś zadzwoniłby po policję i by mnie wsadzili do pudła- wyjaśnił- Nadal chcesz iść na tą strzelnicę?- zmienił temat.
-Tak, ale tylko z tobą- uśmiechnęłam się.
-A później zabiorę cię na spacer, ok?- zaproponował.
-Bardzo chętnie- zgodziłam się.
-Wiesz, cały czas zastanawiam się, jak i kiedy zabrałaś pistolet Biersack'a...- spojrzał z zamyśleniem w moje oczy.
-Gdy leżałam na łóżku a Andy się nade mną pochylił, jego broń wysunęła się mu z kieszeni, wtedy złapałam za nią i schowałam pod sweter- opowiedziałam Nathanowi.
-Chyba zacznę pilnować kieszeni, jak będę się z tobą całował- zażartował a ja cmoknęłam go w policzek i wyszłam na balkon.
Po chwili Nathan stanął obok mnie i oparł się o barierkę.
-Cieszę się, że nie jesteśmy już tylko udawaną parą. A ty?- powiedział cicho.
-Ja też. I to bardzo- odparłam, opierając głowę na jego ramieniu.
-Idziemy?- spytał z uśmiechem.
-Ale ja chcę jeszcze trochę się do ciebie poprzytulać- zrobiłam smutną minkę.
-Poprzytulasz się wieczorem- zaśmiał się.
-No dobrze- zgodziłam się.
Wyszliśmy z pokoju, Nathan zamknął drzwi, schował klucz do kieszeni, wziął mnie za rękę i skierowaliśmy się w stronę windy.
Po około piętnastu minutach doszliśmy na miejsce.
Na strzelnicy spędziliśmy chyba dwie godziny. Nawet nie zauważyliśmy, kiedy ten czas zleciał.
-To co kotek? Idziemy na spacer?- wyszeptał mi do ucha mój chłopak.
-Pewnie. Głowa mnie już boli od tych strzałów- odpowiedziałam.
Schowaliśmy swoje pistolety; Nathan pod bluzę, ja do torebki, i wyszliśmy.
-Gdzie mnie zabierasz?- moja ciekawość nie dawała mi spokoju.
-W jedno z najromantyczniejszych miejsc w Paryżu- uśmiechnął się.
-Wieża Eiffla?- ukazałam swoje drobne, białe, proste ząbki w uśmiechu.
-Rozszyfrowałaś mnie- powiedział i daliśmy sobie buziaka w usta.
Wyjechaliśmy windą na najwyższe piętro budowli i spoglądaliśmy raz na Paryż z góry, raz na siebie.
-Nathan?- zaczęłam cicho.
-Tak?- spojrzał mi w oczy.
-Pamiętasz jak mnie porwałeś i przyprowadziłeś do tego domu w lesie a któryś z chłopaków powiedział: "A jednak ci się udało"?- spytałam.
-No pewnie, że pamiętam. Czemu pytasz?- zaciekawił się.
-Bo popieram te słowa- powiedziałam- Jednak ci się udało- zaśmiałam się.
Mój śmiech przerwał mi Nath, całując mnie.
-Wracamy już?- spytał- Zimno tu trochę, a poza tym, głodny jestem- zrobił smutną minę.
Pokiwałam głową na "tak" i wróciliśmy do hotelu trzymając się za ręce.
---------------------
Hejka :)
No i stało się! Luc i Nathan są razem! Kto się cieszy? :)
A jeśli już jestem przy temacie Nathana to muszę się czymś pochwalić. Jestem akurat nad morzem i w tym samym ośrodku co ja, przebywa taki mega przystojniak- polski sobowtór Nathana z czasów,, Warzone"!!! Nigdy nie mogę się na niego napatrzyć! Ideał w czystej postaci! <3 robiłam mu zdjęcia z ukrycia na plaży, ale ciii! ;) no i oczywiście nie zagadam, bo się boję :<
Oprócz niego, jest tu jeszcze kilku przystojniaków ^^
Jeden z nich pracuje w spożywczaku i zawsze na mój widok się uśmiecha :) jak myślicie, dać mu swój numer telefonu? ;)
No i niestety nic nie trwa wiecznie, bo jutro wyjeżdżam do domu :'( żegnajcie wszyscy przystojniacy! :<
I znów muszę troche poprzynudzać o piłce nożnej. Pewnie wszyscy wiedzą kto został mistrzem świata, ale ja wolałabym nie wiedzieć. Czemu? Czemu akurat Niemcy!? To Argentyna miała wygrać! :( biedny Messi, pomimo iż dostał złotą piłkę był smutny :'(
I mam pytanko: czyta ktoś wgl te moje notki? Bo nie wiem czy je pisać :)
No to byłoby na tyle z przynudzania.
Do next'a
Ola :)