Dojeżdżaliśmy do hotelu!
Ashton zaparkował auto niedaleko wejścia.
-Wysiadaj i leć do Nathana. Na pewno się martwi- uśmiechnął się Elyar.
-Dziękuję wam! Jesteście kochani!- uradowałam się, przytuliłam obu chłopaków i pobiegłam w stronę wejścia.
Weszłam cicho do pokoju numer 69 i ujrzałam Nathana, śpiącego na łóżku w ubraniach. Miał spuchnięte od płaczu oczy.
Zdjęłam szpilki i położyłam się koło niego.
Delikatnie przejechałam dłonią po jego policzku.
Chłopak otworzył oczy.
-Lucy!?- zdziwił się.
-Tak, kochanie. A kogoś się spodziewał?- zaśmiałam się.
-Wiesz jak ja się o ciebie martwiłem!
-Widzę, że długo płakałeś...- powiedziałam.
Chłopak przetarł oczy.
-Gdzie byłaś? Co się z tobą działo?- interesował się.
Opowiedziałam mu wszystko co się stało.
-Mówiłem, że ten twój kuzyn jest podejrzany!- uniósł się Nathy.
-Ale gdyby nie on, no i Ashton, nie byłoby mnie tutaj, tylko leżałabym zgwałcona i nieżywa na dnie morza!- broniłam Elyara.
-No dobrze. Najważniejsze, że jesteś przy mnie- pocałował mnie w czoło- Wiesz kochanie, tak sobie myślałem, żeby przedstawić cię moim rodzicom. Co ty na to?- uśmiechnął się.
-Ale czy oni mnie polubią?- spytałam.
-Jesteś taką cudowną osobą, że na pewno cię polubią- pocałował mnie namiętnie.
-No dobrze- uśmiechnęłam się- A oni wiedzą w jaki sposób zarabiasz na życie?
-Co masz na myśli?- wyszeptał mi do ucha.
-Sprzedawanie narkotyków-westchnęłam.
-No coś ty! Jakbym im powiedział to chyba by mnie wydziedziczyli!- odparł na poważnie- A w spadku przepisali mi dość trochę kasy, dwa samochody i ogromny dom, więc nie chcę im podpaść- zaśmiał się.
-To co im powiesz jak zapytają skąd miałeś kasę na auto?- uniosłam jedną brew.
-Połowę kasy na auto mam od nich, a drugą połowę powiem, że uzbierałem- wyszczerzył zęby w uśmiechu.
-Więc gdzie pracujesz?-spytałam.
-W dużym klubie w Londynie, jako barman- odpowiedział.
-Okay, kłamczuszku- zaśmiałam się.
-A do twoich rodziców też pojedziemy?- ucieszył się.
-Wiesz, to nie będzie takie łatwe, bo trochę się z nimi ostatnio pokłóciłam- posmutniałam.
-Ale na pewno ucieszą się, że do nich przyjechałaś w dodatku z takim fajnym, przystojnym i seksownym chłopakiem- odparł z przekonaniem.
-Fajnym? Przystojnym? Seksownym? No chyba sobie żartujesz!- pokazałam mu język.
Chłopak zaczął mnie nagle łaskotać.
-Hahahahaha kochanie, proszę przestań!- darłam się przez śmiech.
-Nie- rzucił krótko i zaczął się śmiać.
Pocałowałam Nathana i od razu przestał mnie łaskotać.
Przewróciłam się na plecy przez co brunet wylądował na mnie. Zsunęłam z jego ramion bluzę i t-shirt. Chłopak zdjął ze mnie sweterek i ponownie złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.
Pewnie zaszłoby coś więcej, ale niewiadomo jak i kiedy w pokoju znalazł się Sam.
-Ekhm!- usłyszeliśmy głośne chrząknięcie, przez co natychmiast się od siebie oderwaliśmy.
-Yyy...hej Sam! To nie to co myślisz!- zaczął tłumaczyć się mój chłopak, poprawiając włosy.
-Ja tu przychodzę żeby zobaczyć czy trzymasz się jakoś po porwaniu Luc, a zastaję cię całującego się z nią. No ładnie- zaśmiał się- Luc, gdzieś ty, kurwa, była!? Wszyscy się o ciebie martwiliśmy!
Opowiedziałam wszystko, ze szczegółami, a na koniec dodałam:
-Możesz to opowiedzieć Kris'owi, bo nie będzie mi się chciało tego powtarzać po raz trzeci.
-Pewnie. Już do niego idę- uśmiechnął się i wyszedł z pokoju.
-To na czym skończyliśmy?- zapytał Nath, składając pojedynczy pocałunek na mojej szyi.
-Kochanie, nie teraz, bo za chwilę zapewne przyjdzie tu Kris- odparłam, przeczesując palcami włosy.
Tak jak przewidziałam, po chwili do pokoju wpadł Kris.
-Matko! Luc, jak dobrze, że jesteś! Strasznie się martwiłem!- krzyknął na wejściu i mocno mnie przytulił.
-Ty też płakałeś?- spytałam zaskoczona.
-Co? Ja? Nie!- bronił się.
-Przecież widzę po oczach. Są spuchnięte, jak Nathana- przewróciłam oczami.
-Bo ten, to alergia- plątał się.
-Tak, tak- zaśmiałam się ironicznie i poczochrałam mu grzywkę.
Chwilę po tym Kris wrócił do swojego pokoju.
-To gdzie mieszkają twoi rodzice?- spytał Nath.
-W Kanadzie- odparłam- A dokładniej w Stratford- dodałam.
-To pakuj się kochanie i lecimy do Kanady- powiedział ochoczo mój chłopak.
-Ale...- nie dokończyłam bo przerwał mi brunet.
-Żadnych 'ale'! Pakuj się i koniec kropka.
W końcu dałam za wygraną.
-----------------------
Przepraszam, przepraszam, przepraszam, jestem okropna! :( Zawiodłam wszystkich Was. Powinnam skończyć z tym blogiem.
Nie mam nic wiecej do napisania :'(
niedziela, 7 września 2014
Rozdział 21
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)