niedziela, 29 czerwca 2014

Rozdzial 15

Każdy z nas zabrał swój bagaż, a ja i Sykes, jakby nigdy nic, chwyciliśmy się za ręce. Sam i Kris zrobili wielkie oczy.
-Eee... Nathan?- zapytał blondyn.
-Ehh, udaję jego dziewczynę, bo inaczej to byłoby podejrzane- wyjaśniłam.
Nie przeszkadzało mi to, a nawet czasem chciałam być jego dziewczyną, ale po chwili mi przechodziło.
Byłam zafascynowana, gdy jechaliśmy przez Paryż do hotelu. Wysiedliśmy przed jednym z najdroższych, blisko centrum tego pięknego miasta.
-Dzień dobry- przywitała nas miła pani w recepcji.
-Dzień dobry- odpowiedział Nath- Rezerwacja na nazwisko Sykes- dodał.
-Dwa pokoje 2-osobowe, tak?- spytała aby się upewnić.
-Dokładnie tak- uśmiechnął się, po czym wziął do ręki klucze do pokoi.
-Do widzenia, miłego pobytu- pożegnała się recepcjonistka, a my uśmiechnęliśmy się i poszliśmy do pokoi.
-Ten dla was, a ten dla nas- rzekł Nathan przekazując jeden z kluczy Kris'owi.
-87, a wy, jaki macie numer?- zapytał brązowooki brunet.
-Emm...no...69- odparł, cicho Sykes.
Zapadła cisza.
-No to, ten, widzimy się na kolacji- pośpiesznie rzucił mój "chłopak" i pociągnął mnie w stronę windy.
Chwilę po przyjściu do pokoju, lokaj przyniósł nasze bagaże, Nath dał mu napiwek i położył torby koło łóżka. Było ono dwuosobowe i bardzo miękkie, bo zaraz po wejściu położyłam się plackiem na plecach i nie miałam ochoty wstawać.
Chłopak położył się koło mnie i przyglądał mi się. Odwróciłam się twarzą do niego i zapytałam:
-Co sie tak patrzysz?
-Bo jesteś ładna- uśmiechnął się.
-Chciałabym- westchnęłam.
-Nie wierzysz mi?- spytał oburzony.
-A czemu mam wierzyć?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-A no temu- powiedział cicho i przysunął się do mnie.
Odgarnął kosmyk włosów opadający mi na twarz i zaczął głaskać mnie po głowie, patrząc w moje oczy. Czułam jego oddech na twarzy. Położyłam swoje dłonie na ramionach Nathana. Leżeliśmy tak dłuższą chwilę w milczeniu, patrząc się sobie w oczy. W pewnym momencie mnie pocałował. Wplótł swoje dłonie w moje włosy. Zrobiłam to samo. Jego usta były miękkie i delikatne tak jak jego włosy.
Chłopak przewrócił się na plecy, nie przerywając pocałunku, przez co w efekcie końcowym leżałam na Nathanie.
Mierzwiąc jego włosy, cieszyłam się chwilą.
Nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Zeszłam z bruneta i usiadłam na łóżku a Nath poszedł otworzyć drzwi. Lekko przeczesałam włosy palcami, żeby jakoś wyglądały. Do moich uszu dotarł dźwięk zamykanych drzwi i w pokoju pojawił się mój fikcyjny chłopak a wraz z nim Sam i Kris.
Popatrzyli na Nathana, na mnie i na trochę pomiętą narzutę na łóżku a następnie spojrzeli na siebie wymownie.
-To nie jest tak jak myślicie...-zaczął tłumaczyć się Sykes i podrapał się po czole.
-No to powiedz co robiliście?- spytał z podstępnym uśmieszkiem Sam.
-No...eee...nic- wydusił zakłopotany i przeczesał dłonią włosy, aby choć trochę wyglądały na nienaruszone.
-Haha, ok. Nie przyszliśmy tu żeby wtrącać się w wasze życie prywatne- wyjaśnił Kris- Chcieliśmy wam przypomnieć, że za pół godziny kolacja.
-No i zapytać co robimy dalej?- dodał Sam.
-Jak to co? Czekamy i przygotowujemy się na...- tu Nathan się zawiesił i spojrzał na mnie-...na pokonanie ich.
-Okay. Na wszelki wypadek nie zostawiaj jej nigdzie samej- przypomniał mu Kris.
-Wiem, wiem- przytaknął Sykes.
Jego dwaj towarzysze opuścili pokój.
Stałam przy oknie i patrzyłam na park w zamyśleniu. Wyrwał mnie z niego brunet.
-Wszystko ok?- zapytał cicho.
Po moich policzkach spłynęły łzy. Gdy chłopak to ujrzał, obrócił mnie do siebie i przytulił mocno.
-Boję się...- odparłam.
-Nie masz czego. Ja i chłopaki będziemy cię chronić- szeptał mi do ucha, a jego słowa były jak zaklęcie hipnotyzujące i od razu się uspokoiłam.
-Dziękuję- pocałowałam go w policzek i poszłam do łazienki założyć coś świeżego i poprawić makijaż.
Ubrałam lekką spódniczkę w kwiatki nad kolano, szarą koszulkę na ramiączkach i biały, rozpinany sweterek. Miałam dylemat jakie buty ubrać. Zwróciłam się z tym do Nathana, który zastanawiał się co na siebie włożyć.
-Które buty ubrać?- zapytałam, pokazując mu czarne baleriny i kremowe szpilki.
-Te kremowe- doradził i uśmiechnął się na mój widok- A ja, co mam ubrać?- zadał pytanie.
-Hmm...-podeszłam do szafy, gdzie włożył już swoje ubrania- Te beżowe rurki, ten biały t-shirt z nadrukami, granatową marynarkę i białe Adidasy- powiedziałam po pierwszym rzucie oka na ubrania.
Byłam już gotowa, więc czekałam tylko na bruneta, który zdjął swoją koszulkę a moim oczom ponownie ukazała się jego umięśniona klata.
-Masz wolną łazienkę, jak co- przypomniałam mu cicho, gdyż lekko mnie onieśmielał.
-Przeszkadza ci to, że się tu przebieram?- spytał.
-Nie, nie- zaprzeczyłam- Po prostu jestem przez to trochę onieśmielona...- cicho wybełkotałam z nadzieją, że tego nie usłyszy.
Chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
-Chodź tu- powiedział a ja grzecznie do niego podeszłam.
Chwycił moją dłoń i przejechał nią po swojej klacie.
-Czy to cię tak onieśmiela?- uśmiechnął się.
-Nawet nie wiesz jak bardzo- mówiłam, lekko sparaliżowana.
-Przywykniesz- wyszeptał i mnie przytulił.
Ktoś zapukał do drzwi. Nathan szybko mnie puścił i ubrał koszulkę a ja usiadłam na łóżku.
-To idziecie?- spytał Kris.
-Tak- odpowiedział Nath- Lucy, chodź już!- zawołał mnie i poszliśmy do restauracji hotelowej.
Patrząc na szwedzki stół nie wiedziałam co wybrać.
-Chętnie wzięłabym wszystkiego po trochu, ale są strasznie duże porcje- westchnęłam.
-Mogę zjeść z tobą- powiedział cicho Sykes.
-Oki- ucieszyłam się.
Wzięłam talerz i nałożyłam wszystkiego po trochu; żabie udka, ślimaki i inne.
Usiedliśmy przy kwadratowym stole dla czterech osób; Nathan na przeciwko mnie a Sam i Kris na dwóch pozostałych miejscach. Czułam się lekko onieśmielona, bo jadłam z Sykesem z jednego talerza, jak prawdziwa para. Bałam się, że w zbyt krótkim czasie posuniemy się za daleko, że już się posunęliśmy.
-----------------------
Hej!
No wiec po dluuuuuuugiej przerwie powracam.
Nie bylo mnie bo mundial, a wiecie, ze kocham pilke nozna <3
No to jak zawsze rozdzial glupi, ale mowi sie trudno.
Nie zawracam wiecej glowy i prosze o komentarze :)
Do next'a
Ola

niedziela, 15 czerwca 2014

Rozdział 14

-Poproszę paszporty pana i pańskiej koleżanki- powiedziała miła pani w kasie biletowej.
-Mojej dziewczyny- poprawił ją Nathan i uśmiechnął się do mnie, kładąc paszporty na ladę.
Odchodząc od kasy z biletami brunet chwycił mnie za rękę a ja powiedziałam przez zęby:
-Kiedyś cię za to zabije.
-Też cię kocham- odparł, uśmiechając się zalotnie i posyłając mi buziaczka.
Ścisnęłam jego dłoń i wbiłam mu w nią paznokcie.
Szliśmy w stronę bramek gdy nagle sobie przypomniałam, że Nathan zawsze ma przy sobie broń. Co by było gdyby ochroniarze ją znaleźli? Puściłam jego dłoń i zaczęłam sprawdzać kieszenie spodni chłopaka.
-Kotku, poczekaj z tym aż będziemy w Paryżu- zaśmiał się.
-Co!? Chyba cię pogięło!- zaprotestowałam.
-No to powiedz mi co robisz- odpowiedział brunet.
-Gdzie masz ten cholerny pistolet?- zapytałam i spojrzałam w jego śliczne oczy, zapominając, że nadal trzymam dłonie w kieszeniach jego spodni.
-Spokojnie, pomyślałem o tym wcześniej i zapewniam cię, że go tu nie mam- powiedział, uśmiechając się- Możesz już wyjąć ręce z moich kieszeni?- zaśmiał się.
-Ach, no tak. Przepraszam- wybąkałam i zarumieniłam się.
Wzięłam go za rękę i poszliśmy dalej.
-O matko!- krzyknęłam, puściłam Nathana i zaczęłam biec w stronę Sam'a i Kris'a.
Rzuciłam się im na szyje.
-Wy też lecicie?- spytałam uśmiechając się.
-Przecież ktoś musi pilnować ciebie i Nathana- zaśmiał się Sam.
-Między nami nic nie ma- powiedziałam surowo.
W tej chwili podszedł do nas Nathan.
-Oj, widzę, że twój telefon i słuchawki mają nowego właściciela- rzekł do Sykesa Kris i spojrzał na mnie.
-Ej, no właśnie. Lucy, kiedy je wziełaś?- zdziwił się chłopak.
-Wtedy, kiedy byłeś na mnie obrażony w drodze na lotnisko- odburknęłam.
-Znów się kłóciliście?- spytał Sam.
-Wcale się nie kłóciliśmy, po prostu pan Sykes strzela fochy co chwilę o byle co!- odparłam szybko.
-Ja strzelam fochy!? Ja!?- uniósł się chłopak.
-Tak! Gorzej niż kobieta w ciąży!- na prawdę mnie wkurzył.
-Dobra, koniec- przerwał blondyn- Kłócicie się jak małżeństwo. Możecie choć jeden dzień się nie kłócić?
Ja i Nathan spojrzeliśmy na siebie i się zmieszaliśmy.
-Przepraszam- powiedział do mnie Sykes.
-Ja ciebie też przepraszam- odparłam cicho, patrząc w jego hipnotyzujące oczy, po czym chłopak mnie przytulił.
-Dobra, koniec tych czułości- przerwał Sam, gdy wtulałam się w klatę mojego "chłopaka"- Idziemy na samolot- zarządził.
Niechętnie odsunęłam się od przystojnego bruneta. Wyczuł to i objął mnie jedną ręką, chcąc utrzymać mnie nadal koło siebie. Chyba zaczynaliśmy rozumieć się bez słów.
W końcu weszliśmy do samolotu i zajęliśmy swoje miejsca. Siedzieliśmy kolejno: Nathan, ja, Sam i Kris.
Wszystko było w porządku, tylko ja miałam zamyśloną minę. Nathan to zauważył, szturchnął mnie delikatnie w ramię i zapytał cicho:
-Co się stało, Lucy?
-Nic...-westchnęłam-...tylko zastanawiam się czy tam, w Paryżu, zacznę wreszcie normalne życie- udzieliłam mu odpowiedzi a jedna łza spłynęła po moim policzku.
Chłopak otarł ją swoją dłonią. Była taka ciepła i delikatna.
-Jakoś sobie poradzimy- uśmiechnął się.
Kochałam momenty gdy to robił. Gdy ukazywał swoje proste, białe zęby. Było mu tak do twarzy.
-Jakoś, czyli jak? Nathan, ja nie mam nic. NIC- moje oczy ponownie napełniły się łzami.
-Masz mnie- powiedział i pocałował mnie w czoło, a ja przytuliłam się do niego.
Panowała między nami cisza. Nie chciałam go puszczać. Tak było mi dobrze. Czułam jego ciepło, jego perfumy. W jego ramionach byłam bezpieczna.
-Ty się trzęsiesz z zimna!-zauważył nagle Nathan.
No tak, w samolocie nie było za ciepło. Brunet zdjął bluzę i mi ją założył.
-Dziękuję- ciepło się do niego uśmiechnęłam i nie wiem kiedy zasnęłam na jego ramieniu.
***
...
Leżę w szpitalu, koło mojego łóżka kręci się lekarz i pielęgniarka. Na korytarzu siedzi Nathan a na jego kolanach mała dziewczynka. Ja się nie ruszam. Lekarz coś zapisuje i zrezygnowany wychodzi. Chyba umarłam. Moje ciało leży bezwładnie na łóżku szpitalnym, pozbawione duszy, która stała nad swym 21-letnim wrakiem i przyglądała się ze smutkiem. Podeszła do okna wybiegającego na korytarz. Ujrzała doktora rozmawiającego z Nathanem, który trzymał na rękach dziecko. Chłopak spuścił głowę a na podłogę zaczęły kapać jego łzy. Lekarz poszedł. Brunet stanął przy oknie i przyglądał się leżącej na łóżku, martwej masie. Płakał. Położył dłonie na szybie. Moja dusza stała tuż przed nim, po drugiej stronie zimnego szkła. Także położyła dłonie na szybie. Chciała go jeszcze raz dotknąć. Jeden jedyny raz. Nathan wszedł cicho do pokoiku z dziewczynką na rękach.
-Lucy, ja wiem, że mnie słyszysz, pomimo tego, że nie żyjesz- zaczął i rozpłakał się- Ale pamietaj, że kocham Cię nad życie i nigdy nie przestanę- mówił trzymając moją dłoń, zimną, bez czucia, bez życia, i ucałował ją po czym wyszedł. Moja dusza na wszystko patrzyła, wszystko widziała, słyszała. Patrzyła na nich i płakała razem z nimi. Gdy wyszli jeszcze raz zatrzymał się przy oknie. Moja dusza krzyczała: ,,Nathan! Veronica! Ja tu jestem! Proszę usłyszcie mnie! Nathan, Veronica proszę!''. Spojrzał w głąb pokoiku, jakby się czemuś przyglądał, coś próbował wypatrzeć. Przez chwilę myślała, że usłyszał, ale on odwrócił się i ze łzami w oczach odszedł.
...
***
-Lucy! Lucy! Obudź się!- lekko szturchał mnie Nathan.
-Co? Gdzie? Co się stało?- natychmiast się poderwałam a na policzkach poczułam łzy.
-Plakałaś przez sen- powiedział cicho chłopak- Co ci się śniło?- zapytał po chwili.
-Eee...nic- zmieszałam się.
Przecież nie mogłam mu powiedzieć, że mi się przyśnił!
-Plakałaś, więc to ważne- nalegał.
-No dobrze- zgodziłam się- Byłam w szpitalu, lekarz coś notował. Ty siedziałeś na korytarzu z jakąś dziewczynką na kolanach. Ja umarłam, ale moja dusza wciąż cię wolała. Ale ty i dziewczynka odeszliście, płacząc- kolejne łzy zaczęły spływać mi po policzkach- Dziewczynka miała na imię Veronica- zakończyłam.
-Kim była?- zapytał.
-Ona...-zawahałam się- ona była naszą córką.
-Jesteś pewna?-dopytywał Nath.
-Tak. Powiedziała do ciebie: ,,Tatusiu, jak tam u mamusi?"- odpowiedziałam, patrząc w jego oczy.
Brunet uśmiechnął się a jedna łza popłynęła mu po policzku. Odwzajemniłam uśmiech a moje oczy się zaszkliły. Nathan wziął moją twarz w dłonie, postąpiłam tak samo wobec niego i na wzajem otarliśmy sobie łzy. Przez chwilę tak na siebie patrzyliśmy. Nagle chłopak zbliżył się do mnie i mnie pocałował.
Jednocześnie chciałam tego pocałunku, ale też miałam ochotę go przerwać, kochałam Nathana, choć go nienawidziłam.
Delikatnie wplotłam ręce w jego włosy.
Chciałam żeby ta chwila trwała wiecznie, ale Sam CAŁKIEM PRZYPADKOWO zakaszlał. Oderwaliśmy się od siebie lekko zawstydzeni i zmieszani.
-Lucy, z tego co wiem, to ciągle się z nim kłócisz, ale to teraz nie wyglądało na kłótnię...- powiedział do mnie.
-Eee...bo my...- jąkałam się.
-Nie tłumacz się już. Wiem, że coś do siebie czujecie- zaśmiał się.
-Wcale, że nie!- zaprzeczyłam, ale Sam i tak mi nie wierzył.
Nie rozmawiałam z Nathanem aż do przybycia na lotnisko. Byliśmy nieco zawstydzeni.
Wreszcie wylądowaliśmy.
--------------------------------
Hej :)
Rozdział znowu punktualnie :3 i jest trochę dłuższy, a przynajmniej tak mi się wydaje xD
Jak sądzicie, czy sen Luc, będzie snem proroczym? Czy może liczyć na Nathana? A może chłopak zostawi ją w Paryżu, żeby mieć jeden problem z głowy?
Pozdrawiam,
Ola :)

piątek, 13 czerwca 2014

Rozdział 13

-Lucy, wszystkie rzeczy są już w aucie. Jedziemy!- zawołał z przedpokoju Nathan.
-To do zobaczenia chłopaki- powiedziałam do Sam'a i Kris'a a następnie przytuliłam każdego z nich.
Miałam na sobie granatowo-białą bejsbolówkę, biały t-shirt, krótkie jeansowe spodenki i białe podkolanówki z granatowymi paskami u góry. Pośpiesznie wsunęłam czarne Adidas NEO za kostkę i wsiadłam do auta, gdzie czekał na mnie mój fikcyjny chłopak.
Jechaliśmy już około 2 godziny, gdy w radiu usłyszałam piosenkę Shakiry ,,La la la". Od razu przygłośniłam i zaczęłam śpiewać. Wiele osób wcześniej mówiło mi, że mam bardzo podobny głos do niej, co mnie niezmiernie cieszyło.
-Nie śpiewaj- powiedział sucho chłopak.
-Bo co?- odpowiedziałam arogancko.
-Bo chcę mieć ciszę- burknął.
Wzięłam z tylnego fotela białe Beat'y Nathana, jego iPhone'a 5S i słuchałam ulubionych piosenek na słuchawkach, a on niech wypcha się tą ciszą!
Oczywiście udawałam obrażoną i nie odzywałam się do bruneta, jednak po jakimś czasie wjechał autem do zatoczki na skraju lasu i zgasił silnik.
-Przepraszam- wymamrotał- Nie chciałem, żeby to tak wyszło. Jestem po prostu przemęczony.
Spojrzałam na niego i odwróciłam głowę w drugą stronę.
-Lucy- powiedział, chwytając moją twarz w swoje dłonie i obracając ją do siebie.
Chcąc nie chcąc musiałam na niego spojrzeć.
Patrzyłam chłopakowi głęboko w oczy. Wiedziałam, że to g lekko onieśmiela  prędzej czy później przerwie kontakt wzrokowy. Jednak on zbliżył swoją twarz do mojej i upajając mnie zapachem swoich perfum wpił się w moje usta.
Od razu po pocałunku spojrzałam nieco oszołomiona na Nathana, który lekko przygryzł dolną wargę.
Delikatnie przejechał opuszkami swoich palców po moim udzie, ale ja mocno chwyciłam jego nadgarstek i stanowczo powiedziałam:
-Przeprosiny przyjęte. A teraz odpieprz się ode mnie i jedźmy dalej.
Brunet odpalił auto i ruszyliśmy w dalszą drogę.
Jechaliśmy w milczeniu. Radio grało cicho. Nagle włączyli Justina Biebera ,,Love Me". Znów zaczęłam śpiewać, a Nathan lekko uśmiechnął się pod nosem, po czym zaczął śpiewać refren.
,,Love me, love me, say that you love me..."
Spojrzałam na niego nieco zdziwiona.
-To jak? Kochasz mnie?- spytał z uśmiechem.
-Nie- odparłam, wzruszając ramionami.
-Więc czemu dałaś mi się pocałować? Czemu się wczoraj do mnie sama przytulałaś?- skubany, wiedział jak mnie podejść!
-Bo...sama nie wiem- westchnęłam.
-Czyli jednak coś do mnie czujesz?- upewniał się.
-Nie!- zaprzeczyłam.
-A kiedy byś mnie pokochała?- spytał cicho, jakby głośno myślał.
-Gdybyś był inny- odpowiedziałam patrząc w dal.
-Inny czyli jaki? Niższy? Wyższy? Starszy? Młodszy?- dopytywał.
-Nathan, tu nie chodzi o wygląd. Z wyglądu jesteś...hmm...no wiesz, przystojny i w ogóle, ale skoro uważasz, że wygląd jest najważniejszy, to jesteś płytki. Poza tym, czasem nie jesteś zbyt miły- mówiłam, bawiąc się kosmykiem włosów.
-Zmienię się, obiecuję! Tylko daj mi szansę- poprosił.
-Zastanowię się- rzekłam w zamyśleniu i zapadła cisza.
I proszę! Pan Nathan, który zawsze stawiał na swoim i każdemu rozkazywał, nagle o coś prosi. Wydaje mi się, że ten chłopak się zmieni i to już niedługo, tylko musi nad sobą trochę popracować. Przeważnie jest skończonym dupkiem, ale potrafi być też miły, tylko musi chcieć.
----------------------------------------------------
Hej hej! :)
No to znów punktualnie dodaję rozdział :)
Wiem, że miał być dłuższy, ale się po prostu nie dało. Obiecuję, że następny będzie dłuższy :D
Zepsułam go po całej linii, przepraszam :<
Rozdział 13 w piątek 13-go? Czy to nie jest dziwne? xD hahaha! :D
No i od poniedziałku wracam do szkoły :c
Dziś wreszcie dodaję obiecane kiedyś zdjęcie mojej drużyny z Łukaszem Piszczkiem :)
Czy Lucy da Nathanowi szansę, czy może jednak nie? :)
Do next'a
Ola :)



No i obiecane zdjęcie :

Na górze od lewej: Kasia, Kasia, Paulina, Ola, ja, Łukasz, Martyna, Andżelika, Agata, Trenerka
Na dole od lewej: Sonia, Zuzia, Daria, Karolina

środa, 11 czerwca 2014

Rozdział 12

-My już jedliśmy- oznajmił Kris, gdy ja i Nathan weszliśmy do salonu.
-Luc- zwrócił się do mnie Sykes- Co zjesz?
-A co umiesz przygotować?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Hmm...kanapki, jajecznicę i kawę lub herbatę- powiedział dumnie.
-No to nie masz się czym chwalić- zaśmiałam się- Zrobię spaghetti- skierowałam się w stronę kuchni.
-Pójdę z tobą, to mnie nauczysz- oznajmił Nath i poszedł za mną.
Zdjęłam gumkę z nadgarstka i związałam nią włosy. Następnie wyjęłam wszystkie potrzebne składniki.
Przygotowując potrawę, objaśniałam brunetowi jak zrobić spaghetti, ale on kładł mi głowę na ramieniu lub przytulał się do mnie jak małe dziecko i tylko raz na jakiś czas przytakiwał ,,tak, rozumiem".
Gdy siedliśmy do stołu, Sam i Kris dołączyli do nas i też trochę zjedli.
-Pyszne!- pochwalił mnie Kris.
-Następnym razem spaghetti przygotowuje Nath- powiedział Sam.
-Taa... oczywiście- odpowiedział brunet, spojrzał na mnie i zaśmialiśmy się.
-O co chodzi?- spytał zmieszany Kris.
-Haha nic, nic- odparłam, uspokajając się.
Zjedliśmy i wyniosłam talerze do kuchni. Poszłam do pokoju gdzie spałam z Nathanem. Akurat był w sypialni i pakował nasze rzeczy.
-Nathan...-zaczęłam cicho.
-Hm?- spojrzał na mnie, opierającą się o futrynę.
-Boję się...- moje wargi zadrżały, a oczy lekko się zaszkliły.
-Lucy, nie bój się. Nie masz czego, przecież ciągle będę przy tobie, więc nic ci nie grozi- natychmiast odłożył rzeczy, które pakował i podszedł do mnie, chwytając moje dłonie i patrząc mi prosto w oczy.
-Nie pamiętasz jak skończyli Tom i Natallie?- spytałam retorycznie a kilka łez spłynęło po moich policzkach.
-Ale ty umiesz strzelać, będziesz miała broń. Nic ci nie grozi- mówił przekonująco ocierając moje łzy.
Nic więcej nie powiedziałam tylko wtuliłam się w klatę chłopaka.
Nienawidziłam go i kochałam jednocześnie. Ale czy to możliwe?
------------------------------
Hej! :)
No to tak jak obiecałam, jest nowy rozdział :>
I czarno na białym widać, że między Nathanem a Lucy coś iskrzy ^^
Jak myślicie, czy wydarzy się coś ważnego? Coś co wywróci stosunki Luc i Nath'a do góry nogami? 
Pozdrawiam
Oluś :3

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Rozdział 11

Gdy się obudziłam, zegar na ścianie wskazywał 10.09. Zwlokłam się z łóżka i przecierając zaspane oczy, poszłam do kuchni, gdzie zastałam Sam'a i Kris'a.
-Hej!- przywitał sie Sam- Co tak późno wstałaś?
-A tak jakoś- odpowiedziałam zachrypniętym głosem.
-Luc, słuchaj, chcemy z tobą pogadać, a teraz jest dobry moment, bo nie ma Nathana- rzekł Kris.
-O czym pogadać?- zapytałam.
-O Nathanie- odparł Kris- Wiesz, że on coś do ciebie czuje, ale no nie oszukujmy się, on nie ma podejścia do dziewczyn- zaśmiał się.
-Zauważyłam- przewróciłam oczami.
-Ale wiedz, że się stara- powiedział Sam- Jeśli chcesz to pogadamy z nim i może coś się zmieni- dodał.
-Co by się miało zmienić?- zapytałam ze zdziwieniem.
-Nie udawaj, przecież to widać, że coś do niego czujesz- zaśmiał się Kris.
-Nie prawda!- broniłam się.
Oni tylko spojrzeli z niedowierzaniem.
-No dobra, niech wam będzie. Uważam, że Nathan jest przystojny i czasem dość opiekuńczy, ale nic więcej- powiedziałam.
-Zobaczysz, że on się zmieni i będziecie razem- powiedział Sam.
-Nie!- krzyknęłam, i w tym momencie do domu wszedł Sykes.
-O czym gadacie?- spytał, wchodząc do kuchni i opierając się o blat.
-O niczym- odpowiedział krótko Kris- Coś bym zjadł- dodał, patrząc na mnie.
-Ehh okay. Zrobię śniadanie- powiedziałam leniwie.
Związałam włosy w kucyka i zaczęłam przygotowywać naleśniki. Chłopcy poszli do salonu i zostałam sama w przestronnej kuchni. Smażąc naleśniki myślałam o tym, co działo się w ostatnim czasie. Straciłam dwoje najlepszych przyjaciół, zostałam porwana, upiłam się a później...ehh tego jest za dużo jak na niecałe dwa tygodnie. Nikt mnie na pewno nie szuka. Rodzice i reszta reszta rodziny mieszkają bardzo daleko a w ostatnim czasie trochę się pokłóciliśmy. Super. Czyli jestem skazana na Nathana do końca życia.
Postawiłam talerz z naleśnikami na stole w salonie i wszyscy zaczęliśmy jeść.
-Tak dobrych naleśników to ja jeszcze nie jadłem- pochwalił mnie Sykes.
-Dziękuję- posłałam mu ciepły uśmiech.
-Nauczysz mnie takie robić?- spytał miłym głosem.
-Jeśli chcesz- odparłam.
Chyba Sam i Kris gadali z Nathanem, bo jest miły tak, jak nigdy wcześniej. Po chwili w salonie zostałam tylko ja i niebieskooki brunet.
-Lucy, pojedziesz ze mną odebrać paszporty?- zapytał- Są gotowe wcześniej- dodał.
-Spoko- rzuciłam krótko.
-Jutro rano wyjeżdżamy- powiedział, lekko spuszczając głowę.
-A gdzie dokładnie?- spytałam.
Chłopak westchnął ciężko.
-Obiecaj, że jak Ci powiem, to nie zaczniesz protestować.
-Obiecuję- przyrzekłam.
-Na lotnisko do Londynu, skąd udamy się samolotem do Francji i jeśli wszystko pójdzie dobrze to tam zostaniemy- przedstawił mi cały plan.
-Co masz na myśli mówiąc "jeśli wszystko pójdzie dobrze"?- dopytywałam.
-No...że oni dadzą nam spokój- rzekł niepewnie.
-Myślisz, że oni tak po prostu dadzą nam spokój?- spytałam z ironią.
-Nie. Dlatego im w tym pomogę...- mówił cicho.
-Jak?- zdziwiłam się.
-Po prostu ich zabije- odpowiedział takim tonem, jak by zabijanie było u niego czymś normalnym- Zrobię wszystko, żebyś tylko była bezpieczna.
Podszedł do mnie i lekko dotknął ustami mojego policzka.
-To idź się ubrać, bo w koszuli chyba nie pojedziesz- zaśmiał sie- Ja posprzątam po śniadaniu.
Wzięłam z szafy jasno jeansowe rurki, czarną bluzkę z długim rękawem i białą cyfrą "15" i czarne trampki. Do tego, pożyczone, bez pytania, od Nathana, fullcap, założony daszkiem do tyłu, i czarne Rayban'y. Poszłam ubrana do przedpokoju, gdzie czekał już Nathan. Spojrzałam na limonkowy zegarek, który kupił dla mnie Sykes.
-Tak, wiem. Spóźniłam się 3 minuty- westchnęłam i dałam mu buziaka w policzek.
-To nic, że się spóźniłaś- powiedział- ale możesz mnie częściej całować- dodał chwytając moją talię i przyciągając mnie do siebie.
Podobne zrobił około półtora tygodnia temu żeby mnie zdenerwować, wtedy się bałam, nie lubiłam tego. Wtedy chłopak bardzo mocno trzymał moje biodra, co sprawiało mi ból. Za to teraz, obejmuje mnie delikatnie, do mojego nosa dociera zapach jego perfum, na twarzy czuję jego słodki, lekko przyspieszony oddech i jak zahipnotyzowana patrzę w jego niebiesko-zielone tęczówki. W pewnej chwili jego delikatnie malinowe usta dotykają moich. Zarzucam moje ręce na jego ramiona i lekko podnoszę się na palcach. Nagle w progu pojawia się Kris. Ja i Nathan natychmiast odskakujemy od siebie.
-Eee... Nathan, jak będziecie wracać to jedź do sklepu i kup jakieś napoje i chipsy do filmu i jeszcze kup whisky, bo była ostatnio i nagle jej nie ma- powiedział, robiąc zdziwioną minę.
Ja i Sykes spojrzeliśmy na siebie, zaśmialiśmy się i wyszliśmy z domu, a chłopak rzucił do Kris'a krótkie "okay".
-Auto jest za domem- powiedział Nath.
Pokiwałam głową na znak, że przyjęłam do wiadomości. Po kilku krokach poczułam ciepło na dłoni. To brunet chwycił mnie za rękę i delikatnie splótł nasze palce. Spojrzeliśmy na siebie, uśmiechnęliśmy się i chłopak cmoknął mnie w usta. Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy po paszporty. Nathan zaparkował samochód i po wyjściu z niego znów chwycił mnie za rękę, po czym skierowaliśmy się do budynku.
-Dzięki, że są tak szybko- powiedział brunet ściskając dłoń mężczyzny.
-Mówiłem, że się postaram- odpowiedział mu niski blondyn.
Sykes wziął do jednej ręki paszporty, drugą chwycił moją dłoń i poszliśmy do auta. Przyjechaliśmy pod supermarket i Nath zapytał:
-Idziesz ze mną?
-Tak- odpowiedziałam a chłopak szybko cmoknął mnie w policzek i wysiadł z pojazdu. Już po około czterdziestu minutach byliśmy z powrotem. Gdy byliśmy w przedpokoju Sam i Kris powiedzieli:
-Nathan, może chodźmy dziś na paintball? Nie uważasz, że przyda ci się trening?
-A co z Lucy?- spytał brunet trzymając w rękach torby z zakupami.
-Ja też chcę jechać!- zaprotestowałam.
Nathan odłożył reklamówki, stanął przede mną i patrząc mi w oczy powiedział:
-Lucy, bardzo chciałbym cię zabrać, ale jeszcze coś ci się stanie. Jesteś bardzo delikatna.
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem, bo nie wiedziałam o co mu chodzi, a on w odpowiedzi lekko dotknął malinek na mojej szyi.
-Ahaaaa, o tym mówisz!- zorientowałam się- Obiecuję, że nic mi nie będzie. Też chcę jechać.
-Ale...- nie dokończył, bo mu przetrwałam.
-Żadnego 'ale'! Jadę i koniec!- podniosłam ton.
-Ehh...- westchnął Nath- No i tak to jest z wami, kobietami- zaśmiał się- Wychodzimy!- oznajmił i cała nasza czwórka wyszła i skierowała się w stronę auta.
Sam usiadł za kierownicą a Kris obok niego. Ja i Nathan zajęliśmy miejsca z tyłu. Bardzo się cieszyłam, bo od dawna chciałam jechać na paintballa, ale nigdy nie miałam okazji.
Podzieliliśmy się na dwie drużyny. Ja byłam z Sykesem. Czułam się trochę jak na wojnie; siedzieliśmy w okopach, mieliśmy ubrania maskujące, tylko strzelaliśmy farbą.
-Lucy, siedź za tym wzniesieniem a ja teraz szybko przebiegnę tam- powiedział wskazując inne wzniesienie.
-Ok. A co potem?- spytałam, patrząc mu w oczy.
-Czekaj na mój znak i biegnij za tamten duży dąb- wskazał ogromne drzewo w oddali.
-Myślisz, że się uda?- nie byłam pewna tego planu.
-A czemu miałoby się nie udać?- zapytał chłopak.
-Bo w tym ubraniu i z tą bronią nie dam rady biec za szybko- odparłam.
-Dasz radę- powiedział z uśmiechem i pocałował mnie, po czym pobiegł tam, gdzie ustaliliśmy.
Chyba dużo trenował, bo nawet ciężkie wyposażenie nie przeszkadzało mu w szybkim bieganiu. Wbiegł za wzniesienie a po chwili ujrzałam biegnących Sam'a i Kris'a. Czekałam na znak od Nathana.
Jest! Machnął ręką. Zaczęłam biec jak wystrzelona z procy. Chyba przeciwnicy mnie zobaczyli, bo usłyszałam strzał, ale nic mnie nie trafiło. Schowałam sie za drzewem. Usłyszałam kolejne strzały. Delikatnie się wychyliłam trzymając palec na spuście broni. Sam i Kris biegli w stronę jakiś ruin. Ich stroje już były brudne od farby. Yay! Nathan ich trafił. Ale to nie był jeszcze koniec gry. Mieliśmy jeszcze godzinę.
Wycelowałam, strzeliłam i...trafiłam Kris'a! Kolejny strzał. Tym razem trafiłam Sam'a. Nath też oddał kilka strzałów. Wszystkie były celne. Ja nie zawsze trafiałam, ale nie ma co się dziwić.
Gdy zeszliśmy z "pola bitwy", policzyliśmy wszystkie trafienia i oddane strzały. Ja i Sykes wygraliśmy.
Trafili mnie kilka razy, ale i tak mi się podobało.
Gdy przyjechaliśmy, Sam i Kris poszli do domu a ja i brunet o niebiesko-zielonych oczach przesiadliśmy się do Mercedesa i gdzieś pojechaliśmy.
-Gdzie jedziemy?- spytałam zdziwiona.
-Na strzelnicę- odpowiedział sucho.
-Po co? Chcesz mnie rozstrzelić?- wystraszyłam się.
-Nigdy bym tego nie zrobił! Nigdy!- powiedział z przekonaniem chłopak- Po prostu stwierdziłem, że przyda ci się mały trening... Obchodzenie się z bronią, celność...- dodał cicho.
-Na co mi to?- dopytywałam.
Nic nie odpowiedział.
-Nathan! Odpowiedz mi!- krzyknęłam.
-Nie wiadomo co się nam przytrafi- odpowiedział spokojnie.
-Chyba nie chcesz powiedzieć, że będę do kogoś strzelać!?- zdenerwowałam się.
-Przepraszam kochanie- rzekł łagodnie.
-Nie mów tak do mnie!- krzyczałam na niego.
-Oj, Lucy strzela fochy- zaśmiał się Nathan.
Zawarczałam pod nosem.
-Okay, okay. Już nic nie mówię- oburzył się.
Byłam wściekła na chłopaka. Nie miałam zamiaru do nikogo strzelać! Nigdy!
-Hmm...weź ten- Nathan podał mi pistolet.
Lekko trzęsącą się dłonią wzięłam od niego broń.
-Wysuń lekko do przodu prawą nogę, chwyć pistolet dwoma rękami, prawy palec wskazujący na spuście, ręce wyprostowane, nogi i plecy też proste- instuował mnie.
Robiłam to co kazał, jednak przed strzałem bardzo trzęsły mi się ręce. Nath to zauważył. Podszedł do mnie i stanął za mną, tak jak ja prawą nogę postawił lekko z przodu. Ręce ustawił równolegle z moimi, a swoimi dłońmi chwycił moje dłonie, aby się tak nie trzęsły. Moje plecy przylegały do klaty bruneta. Otaczał mnie zapach jego perfum. Zupełnie się uspokoiłam.
-Strzelaj- powiedział mi do ucha.
Sekunda. Usłyszałam huk. Otworzyłam oczy. Ujrzałam uśmiechniętego Nathana.
-Brawo! W sam środek- powiedział.
To jedno trafienie dodało mi więcej odwagi, więc nie zawahałam się przed kolejnym strzałem.
Znów ujrzałam uśmiechniętego Sykesa. Spojrzałam na tarczę do ktorej strzelałam. Po raz kolejny trafiłam w okolice środka tarczy. Nathan się uśmiechnął, przytulił mnie i wziął pistolet.
Wycelował w tarczę i strzelił. W sam środek! Gdyby poszedł do wojska, to mieliby z niego pożytek.
Jechaliśmy autem do domu i brunet powiedział:
-Poradzisz sobie w razie czego.
-Nie rozumiem- odparłam zdziwiona.
-Chodzi mi o to, że gdyby ktoś cię napadł to na pewno dasz radę uciec i...-nie dokończył.
-Zabić?- zapytałam.
Chłopak nic nie powiedział. Zapadła niezręczna cisza.
----------------------
Hejka :)
Na samym początku przepraszam, że tak długo nie było rozdziału :<
Rozdział całkiem bez sensu i wgl, mam nadzieję, że się o to nie obrazicie :)
W dodatku teraz zachorowałam i mam antybiotyk :<
No nw co jeszcze napisać. Następny rozdział będzie za 2 dni, może to Was pocieszy :3
Do next'a
Ola :)